Komentarze: 17
uch, przepraszam, że dawno nie pisałam...
Dzisiaj przychodzą goście. Jakoś ostatnio często do nas przychodzą. A jak nie przychodzą to my do nich idziemy. I tak sobie świętujemy różne rzeczy... I jak tu odpocząć jak od rana trzeba sprzątać? I wieczorem też, jak już wyjdą... Zresztą w niedzielę też mnie nie ma cały dzień. Więc trudno powiedzieć, żebym odpoczywała, czy odrabiała szkolne zaległości w weekend. Ale weekend brzmi tak magicznie... Wolność od szkoły... W poniedziałek wstaję i jestem zdołowana, że się skończył weekend. We wtorek też jest mi źle. W środę cieszę się, że połowa tygodnia za mną. W czwartek już nie mogę się doczekać, że jutro piątek, a piątek to już euforia. Oderwanie się od monotonności. Weekend nie jest monotonny, nawet mój. Zawsze może czymś zaskoczyć. A szkolny tydzień - ten sam plan lekcji, Ci sami nauczyciele. A jedne, czym może nas zaskoczyć, to brak danej lekcji lub wolny dzień z jakiejś tam okazji. A to przcież jest prawie weekend...
Nie to, żebym nie lubiła mojej szkoły i żebym nie lubiła do niej chodzić. Bo to nieprawda. Pisałam już, że uwielbiam moją klasę? Są to wspaniali ludzie i uwielbiam spędzać z nimi czas, nawet w szkole. I wogóle szkoła wcale nie jest zła...
Dualizm? Chyba tak....